Co robić, a czego nie robić, kiedy słyszysz od dziecka komunikat: nienawidzę Cię, jesteś głupi/a, nie kocham Cię, idź sobie, nie chcę Cię, wolę dziadków, chciałbym inną mamę?
Jak tylko usłyszysz taką wypowiedź to w pierwszej kolejności: zatrzymaj się, zrób coś co wiesz, że Ci pomaga ochłonąć i powtórz sobie to zdanie: To nie jest o mnie, to nie jest o moim rodzicielstwie. Moje dziecko to mówi, bo czuje jakieś nieprzyjemne emocje: złość, rozdrażnienie, zawód, gniew, smutek, a może lęk.

To nie jest tak, że dziecko teraz podsumowało Twoje rodzicielstwo, wydało opinię i klamka zapadła.
Łatwiej jest mu powiedzieć jesteś głupia niż jestem teraz rozzłoszczony, bo nie pozwoliłaś mi dłużej oglądać bajki. Dziecko w prosty sposób ocenia sytuację – była bajka i było miło. Nie ma bajki, jest niemiło. Za to, że nie ma bajki odpowiada mama – no przecież ona ją wyłączyła, więc to logiczne, że mama w tej sytuacji jest niemiła. Czyli Głupia. Powtórzę się, bo to szalenie ważne i nie chcę, żeby Ci umknęło – dziecko ocenia Cię w tej jednej konkretnej sytuacji. Tu i teraz. Ono nie bierze pod uwagę tego, że 10 minut temu zrobiłaś mu ulubiony obiad i było zachwycone. Ta ocena – jesteś głupia odnosi się do chwili obecnej i emocji, która teraz się pojawiła i ogarnęła tego małego człowieka w 100%. Tam nie ma teraz miejsca na inne przemyślenia czy wspomnienie obiadu i przyjemne emocje, które mu wtedy towarzyszyły.
Dlatego tak ważne jest, żeby wiedział/a, że ten komunikat nie jest o Tobie. I nic nie mówi na temat tego, jakim rodzicem jesteś.

Zacznijmy od tego czego nie robić.
Nie próbuj wmawiać dziecku, że na pewno tak nie myśli, albo nie chciało tak powiedzieć. Nikt nie lubi jak się mu wmawia, że wcale tak nie czuje, jak powiedział, że się czuje, nie? Jak Ty rodzicu, mówisz swojej mamie albo teściowej, że jesteś taki zmęczony tą opieką nad dzieckiem a one Ci mówią – weź nie przesadzaj, ja to mogłam być zmęczona, a Ty to niby czym – to nie sprawia, że zmęczenie nagle znika i czujesz się lepiej, nie? Albo jak w przypływie złości mówisz, że nienawidzisz swojej pracy i szefa, a koleżanka obok Ci powie – no weź, wcale nie chciałeś tak powiedzieć.
Nie wchodź też z dzieckiem w dyskusje, nie oczekuj przeprosin, zmiany zdania. Czemu to nie ma sensu? Stracisz czas i energię na coś co nie może się udać. Dziecko wypowiadające takie słowa jest w silnych emocjach, nie docierają do niego logiczne argumenty, a tym bardziej nie będzie gotowe na zmianę zdania czy refleksję, żeby przeprosić. Owszem może wypowiedzieć te słowa, ale to nie będzie szczere a raczej wymuszone. Rozemocjonowane dziecko potrzebuje „wrócić do siebie”. I dużo łatwiej będzie mu tego dokonać ze spokojnym rodzicem, który nie żąda natychmiastowej zmiany zdania i „wyłączenia” emocji.
Co robić, jak już ochłoniesz?
Nazwij to, czego dziecko nie potrafi: Powiedziałeś, że jestem głupi/a, bo zezłościłeś się, że wyłączyłam/em Ci bajkę? Okej, rozumiem. I wiesz przykro mi się robi, kiedy nazywasz mnie głupią/m, to nie jest dla mnie miłe. I czym to się różni od tego co napisałam wyżej, żeby nie wchodzić z dzieckiem w dyskusję? Bo mam świadomość, że brzmi to dość podobnie. Różni się tym, że wypowiadając ten komunikat – nic od dziecka nie chcemy. Spokojnie zwracamy na coś uwagę, nazywamy to. Pozwalamy na emocje, nie oczekujemy natychmiastowej refleksji. Wychodzimy z pozycji osoby, która wspiera a nie żąda zmiany.

Rodzice często pytają mnie po takiej sugestii – no i co? Jak tak powiem raz czy kilka razy, to ono przestanie się tak zachowywać? No nie do końca. To tak nie działa. A z pewnością nie od razu.
Kiedy więc? To zależy w jakim wieku jest dziecko i od jakiego wieku otrzymuje takie komunikaty. To zależy od jego gotowości, od wglądu w samego siebie, od temperamentu, od wsparcia otoczenia.
No dobra, to po co to całe nazywanie i tłumaczenie? Po co ten wysiłek? Bo umówmy się, ta sytuacja jednak czegoś od nas wymaga. Ochłonięcia, może uspokojenia się, zaciśnięcia zębów.
Po pierwsze – dla siebie. Serio. Jak wypowiesz to na głos, do dziecka, w sytuacji, kiedy ten komunikat pada i również masz w sobie emocje, to staje się bardziej rzeczywiste niż jak czytasz to teraz i jesteś w komforcie. Łatwiej Ci wtedy będzie uwierzyć w to, że to nie jest o Tobie.
Po drugie i właściwie najważniejsze – uczysz dziecko rozumieć, rozpoznawać i nazywać emocje. Uczysz je, że taki komunikat sprawia innym przykrość. Uczysz, że można to nazywać inaczej. I nawet jeśli dziecko Ci tego nie pokaże swoim zachowaniem, nawet jeśli długo długo nie zauważysz różnicy w jego reakcjach to wciąż ta inwestycja będzie się opłacała. Bo inwestycja w rozumienie siebie, własnych emocji i nazywanie ich zawsze jest opłacalna. I ze wszystkim czego dziecko doświadcza i uczy się jest tak, że dociera, pielęgnowane kiełkuje i rozkwita. Ale potrzebuje czasu i gotowości.